O POTRZEBIE CZUŁOŚCI W EDUKACJI...
Wyzwania, które stoją dziś przed młodymi ludźmi są ogromne.
Cały świat znajduje się w stanie buntu oraz wielu rewolucji, które mają znieść
wiele starych schematów, dlatego musimy wspierać się wzajemnie, aby pośród tych
wyzwań nie stracić szacunku, z jakim należy traktować życie i drugiego
człowieka.
Jedno jest
pewne; nie można stać w miejscu, żyć przeszłością, musimy zmierzyć się z
przyszłością, mimo że nie wiemy dokąd zmierzamy.
W naszym społeczeństwie zauważalny jest "międzyludzki
chłód" spowodowany m.in. brakiem bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Wiele
problemów sami jako ludzie stwarzamy. Wiedza w ujęciu tradycyjnym nam tu nie
pomoże, musimy patrzeć szerzej, dalej niż czubek własnego nosa. Nasze wizje
przyszłości decydują o tym, jak postępujemy tu i teraz. Co widzimy w tej
chwili?
Do dzisiejszego wpisu zainspirował mnie post Moniki
Rokickiej. Za zgodą autorki publikuję tu jego treść:
„To tak w temacie elastyczności w
szkole, manifestu agile i zrozumienia, że największym zasobem jest człowiek.
Wczoraj nie miałam siły pisać. Musiałam
odreagować. Od 3 tygodni widzę jak sylwetka jednego z uczniów z dnia na dzień
blaknie. Zupełnie jakby człowiek miał możliwość rozpłynięcia się w przestrzeni.
Chłopak nie patrzy na rozmówcę, nie odzywa się, nie oddaje żadnych prac. Jest
jakby go nie było. Czasem po lekcji łapałam się na tym, że nie mogłam sobie
przypomnieć, czy uczestniczył w zajęciach. Odpuściłam i obserwowałam - jak
pracuje w grupie, samodzielnie, czy robi to, o co proszę w domu. I widziałam,
że chociaż na polskim nie ma stopni za każdą pierdołę, chłopak coraz bardziej
się zapada.
W ramach testowania nowego systemu
oceny, każdy uczeń raz w miesiącu ze mną rozmawia. Ten nie przychodzi na
umówione spotkanie. Nie mam czasu się tym zająć - wpadam do szkoły na kilka
godzin, tylko do tej klasy i lecę dalej. Na styk. Dopadam gościa następnym
razem. Liczył, że nie zauważę. Przyparty do muru przychodzi. Kaptur naciągnięty
na spuszczony łeb, dłonie kurczowo zaciśnięte na okładce pustego zeszytu. Nie
zaczynam od rozliczeń edukacyjnych. Pytam po prostu: Jak się czujesz? Chłopak
podnosi na mnie wzrok i łzy zaczynają mu lecieć strumieniem. Daję czas. Płacze
jak małe dziecko, spazmatycznie. Kiedy się uspokaja, o nic nie pytam. Czekam.
Spotkanie nieoczekiwanie się przedłuża. W pizdu, że spóźnię się do drugiej
pracy. Trudno. Chłopak wreszcie przemawia. "Ja przepraszam...ale jest pani
pierwszą osobą, która zainteresowała się mną a nie ocenami". Rozmawiamy.
Dzieciak opowiada o "metodach wychowawczych" w domu, o samotności, o
tym, że nikt się NIM nie interesuje, że ważna jest tylko szkoła i oceny. Wywala
z siebie cały strach i bezradność wobec zapisów z Librusa (najbliższy tydzień
to 3 duże sprawdziany, 7 kartkówek, jakieś projekty i prace domowe). " Nie
jestem zdolny. Mam zaległości. Tego jest tak dużo, że nie wiem, od czego
zacząć. Jak zajmuję się jednym, nie zdążam z innymi rzeczami. Przepraszam, że
zawaliłem polski... Ten pani system jest dobry. Daje przestrzeń, a ja z tego
nie skorzystałem". Próbujemy rozłożyć słonia na mniejsze części. To
trudne, gdy nie ma przestrzeni na błąd, odpuszczenie czegoś, negocjacje, bo co
krok wisi nad głową jedynka, którą później trudno poprawić. A poza tym, kiedy
poprawiać, jeśli następny tydzień wygląda podobnie...
Pytam chłopaka, czy mam porozmawiać z
rodzicami / psychologiem szkolnym. Znów widzę napięcie i strach na twarzy.
"A mogłaby pani nie rozmawiać? Mogłoby to zostać między nami? Postaram się
lepiej uczyć" Pytam, czego się boi. Mówi, że boi się "cichych
dni" w domu i tego, że nic się nie zmienia po rozmowach rodziców z
nauczycielami. A psycholog? Rozmawiał z nim raz, w zeszłym roku...znów tylko o
problemach z nauką, rodziną, ale nie o NIM. "Wie pani, nie zapytał, co ja
czuję". Ustalamy, że przemyśli moją propozycję i da mi odpowiedź w
poniedziałek.
Od wczoraj mam takie myśli, jak bardzo
jest źle ze szkołą, skoro od miesiąca nikt nie zauważył znikającego chłopaka. A
nie jest on jedyny w tej klasie. Gdzie jest wychowawca? Matematyk? Anglista?
Gdzie są nauczyciele dyżurujący i mijający codziennie na korytarzu ucznia
patrzącego w ziemię, skulonego, z nerwowo zaciśniętymi dłońmi? Jestem
nauczycielem, który wpada do szkoły na 2 godziny i wypada do drugiej pracy. Nie
mam czasu na rozmowy z uczniami poza lekcją, na obserwowanie, a jednak widzę.
Widzę gościa w kapturze. Widzę "pajaca" ze sznytami. Widzę arogancką
dziewczynę z tipsami na kilometr i rysunkami w zeszycie od matmy, które powinny
zaniepokoić nauczyciela przedmiotu. Widzę i zgłaszam - wychowawcy, pedagogowi.
I cisza. Cisza jest "dobra". Nie budzi ze snu lawin”.
Nie mogłam przejść obojętnie obok wpisu Moniki. Co jest nie tak z edukacją? Czyżby
relacje, o których tyle się mówi, nadal kulały? Zabiegani, zajęci ocenozą,
testomanią, produkowaniem nierzadko idiotycznych dokumentów dla dyrektora, do
których ten ma dostęp całą dobę za pomocą e-dziennika… zapominamy o drugim
człowieku, o uczniu! Mówimy jedno, robimy drugie! Czas pandemii nie był łaskawy
dla nikogo z nas. Każdy zmagał się z nową rzeczywistością i jeszcze trudniej
było nam wszystkim wejść w tryb nauki popandemicznej. Jednak nie można
zapominać o sensie edukacji! Nigdy nie zrozumiem trzaskania sprawdzianami na
lewo i prawo, bo realizacja materiału goni. Nie zrozumiem też „nawalania”
ocenami, bo „sztuka dla sztuki”. A gdzie w tym wszystkim jest ten młody
człowiek i jego świat?!
Sama potrzebowałam czasu, aby
przyzwyczaić się do nowych warunków. Uczniowie zauważali moje zmęczenie.
Wzajemnie się rozumieliśmy i wspieraliśmy w trudnym dla każdego miesiącu wrześniu.
Pamiętajmy, że uczniowie intensywniej doznają wszelkich zmian. Potrzebują
więcej czasu niż my, dorośli!
Wczoraj obejrzałam kolejny raz film „Joker”
z 2019 roku z doskonałą rolą Joaquina Phoenixa. Miałam potrzebę spojrzenia na
ten film z punktu widzenia edukatora. Artur jest zwyczajnym człowiekiem, który zmaga
się na co dzień ze swoja chorobą neurologiczną, z biedą, ale przede wszystkim z
brakiem akceptacji, szacunku, a szczególnie z brakiem uważności ludzi, których
spotyka na swojej drodze. Nikt nie zauważa jego cierpienia, nikt nie traktuje
poważnie jego myśli, marzeń, spostrzeżeń i potrzeb. Każdy z góry skazuje go na
niepowodzenie. Strój klauna jest dla niego maską. Pod nią ukrywa się cały świat
Artura. Świat, w którym przelewa się ból istnienia, wołanie o pomoc, o uwagę, o
wrażliwość. Główny bohater potrzebuje przede wszystkim rozmowy, wsparcia. Kiedy
jego terapia się kończy, Artur wyobraża sobie, że spotyka się ze swoja sąsiadką,
bo czuje, że tylko ona może go zrozumieć. Potrzeba bycia kochanym i rozumianym
jest u niego bardzo silna. Mnóstwo było momentów w tym filmie, w których chciałam
po prostu przytulić Artura, poklepać go po ramieniu i powiedzieć: „możesz na
mnie liczyć”. Podobnie jest z naszymi uczniami, którzy w samotności próbują
radzić sobie z własnymi problemami… Nie zapytani o samopoczucie, nie otworzą się
przed nami, dlatego tak ważna jest nasza uważność i czułość! Nie lekceważmy izolujących
się uczniów. Rozmowy z uczniami w cztery oczy uważam zawsze za cenne dla mnie i
dla nich. One zawsze mnie czegoś uczą! Często są zdziwieni, że podchodzę do
nich, jakbym coś wyczuwała i pytają: „Skąd pani wiedziała, że potrzebuję
rozmowy?” Potem szczerze dziękują za chwilę uwagi. Niektórzy z uczniów nie mają
odwagi prosić o rozmowę. Usłyszałam też kiedyś taką odpowiedź: „Nie chciałem pani
głowy zawracać”. Zdaję sobie też sprawę, że nie jestem wszechwiedząca i wiele
też mogłam przeoczyć, ale nie potrafiłam nigdy przejść obojętnie obok ucznia,
który potrzebuje chwili rozmowy. Zwykłej rozmowy o tym, co czuje i myśli.
Staram się być pilnym obserwatorem świata, w którym żyję.
Dziwimy się, kiedy widzimy nagłe wybuchy
agresji u naszych uczniów, wyszukujemy liczne konsekwencje, a nie zastanawiamy
się nad przyczynami. Być może niektórzy z nich za długo czekali na pomoc, na
chwilę uwagi i wrażliwości. Jeśli to jednorazowy wybuch agresji, sporadyczne ucieczki
z lekcji, to jeszcze szukamy rozwiązań. A co jeśli na szukanie tych rozwiązań
jest za późno, bo ktoś odebrał sobie życie?
Artur w filmie „Joker” zwraca uwagę na
niesprawiedliwość świata, na nierówne szanse, na brak zwykłej życzliwości.
Naszemu społeczeństwu brakuje czułości.
Olga Tokarczuk podczas odczytu
noblowskiego tak zdefiniowała czułość: „Czułość jest tą najskromniejszą odmianą
miłości. (…) Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna, wykracza daleko poza
empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym,
współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego
kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie
czasu. Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym
trybem patrzenia, które ukazuje świat jako żywy, powiązany ze sobą,
współpracujący”.
Te słowa są poniekąd puentą tego artykułu.
Jeśli zamkniemy się na wewnętrzny świat naszych uczniów, zlekceważymy ich
emocje, to możemy zamknąć szkoły. Sens edukacji jest wtedy, kiedy chcemy
zobaczyć coś więcej niż tylko cyfry w dzienniku.
Dzisiaj
mówimy głównie o rozwoju zewnętrznym, a rozwój wewnętrzny jest tak samo
istotny, bo rozumienie samego siebie i innych pozwala właściwie reagować na
otaczający świat. Dla wielu z nas
wspólnota jest czymś abstrakcyjnym, właśnie dlatego zdolność podejmowania decyzji
zależy od równowagi między poszukiwaniem własnej pełni a typowo egoistycznymi
celami. Dzieciom, młodzieży potrzeba teraz autentycznych wzorców, na
konkretnych przykładach należy pokazać, jak można ćwiczyć przyjaźń z ludźmi.
W szkole
uczymy dzieci zdolności językowych, liczenia, czytania, interpretacji,
odczytywania godziny na zegarku, ale zapominamy o tym, że powinniśmy uczyć
rozumieć przede wszystkim siebie i drugiego człowieka. To właśnie nauczyciele
powinni być świadomi kształcenia postaw empatycznych, ponieważ im większy
kontakt dziecko ma z samym sobą, tym łatwiej przychodzi mu uczenie się i
budowanie właściwych relacji z otoczeniem. Ważna jest najpierw samoakceptacja,
ale nad tym trzeba pracować, należy wskazywać uczniom, młodzieży drogę do
samopoznania. A szkoła głównie kładzie nacisk na rozwój intelektualny ucznia,
zaniedbując jego inteligencję emocjonalną, bez której największy
intelektualista nie poradzi sobie życiowo.
Anna Konarzewska