czwartek, 20 lipca 2023

#zmiana #kryzys

 SŁÓW KILKA O ZMIANIE...


             Na początku opowiem Wam pewną historię… której autorem jest Jorge Bucay:

 

Kiedy byłem mały, uwielbiałem cyrk, a najbardziej w cyrku podobały mi się zwierzęta. Moją uwagę przyciągał zwłaszcza słoń (...). Podczas przedstawienia to ogromne zwierzę paradowało, prezentując swój niesamowity ciężar, rozmiar i siłę... Ale po przedstawieniu i krótko przed wejściem na scenę słoń zawsze siedział uwiązany jedną nogą do kołka wbitego w ziemię. Kołek był tylko małym kawałkiem drewna, który tkwił w ziemi zaledwie na kilka centymetrów. Wydawało mi się, że takie zwierzę z łatwością mogłoby wyrwać ten kołek i uciec. Co go w takim razie trzyma? Czemu nie ucieka? Ktoś z dorosłych odpowiedział mi wtedy, że słoń nie uciekł, bo był tresowany. Wtedy zadałem pytanie:

»Jeśli jest tresowany, to dlaczego go przywiązują?

« Nie pamiętam, abym otrzymał jakąś logiczną odpowiedź. Kilka lat temu odkryłem odpowiedź: »Słoń nie uciekał z cyrku, gdyż od najmłodszych lat był przywiązany do różnych kołków«.

Zamknąłem oczy i w wyobraźni ujrzałem dopiero co narodzonego i bezbronnego słonia, przywiązanego do kołka.

Jestem przekonany, że słonik ciągnął i pchał, i pocił się, próbując się uwolnić. I mimo że użył wszystkich sił, nie udało mu się, ponieważ wtedy kołek był dla niego za solidny.

Wyobraziłem sobie, że zasypiał ze zmęczenia i że następnego dnia znowu próbował, i kolejnego dnia, i kolejnego… Aż w końcu słoń zaakceptował swoją niemoc i zdał się na swój los. Ten potężny i silny słoń, którego widzimy w cyrku nie ucieka, ponieważ nie wierzy, że może. Ma w sobie utrwalone wspomnienie niemocy, którą przeżył krótko po przyjściu na świat. Nigdy więcej nie starał się walczyć ze swoim losem. Wszyscy przypominamy trochę słonia z cyrku – idziemy przez życie przywiązani przez setki kołków, które odbierają nam wolność. Żyjemy w przekonaniu, że nie możemy wykonać wielu rzeczy, tylko dlatego, że kiedyś podjęliśmy próbę, która zakończyła się niepowodzeniem.

Jak bardzo podobna jest ta historia do tej, której jesteśmy częścią.  Wierzymy, że ogranicza nas system; miejsce; opinie innych – bo co powiedzą inni na moje pomysły; myśli, że nie damy rady, więc po co próbować… więc tkwimy w miejscach, w sytuacjach, w poglądach, które nie są nam bliskie… 

Znajome?

Myślę, że każdy i każda z nas może się podpisać pod tymi doświadczeniami.

Jestem osobą, która przeżyła wiele zmian w życiu i osobistym, i zawodowym. Myślałam, że już nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć, bo zmiany są jedyną stałą.

A jednak. Od kilku lat rozważałam zmianę miejsca pracy - z różnych i ważnych powodów czułam taką wewnętrzną potrzebę… Ale zabierałam się do tego jak pies do jeża. Ja…ta, która mówi: boję się i robię.

Tak, to prawda, że robiłam wiele rzeczy, których się obawiałam, ale chyba tylko po to, aby odwlec w czasie decyzję o zmianie miejsca pracy. Niektórzy odchodzą ze szkół definitywnie… decydując się radykalnie na zmianę pracy. A ja miałam problem z podjęciem decyzji o zmianie placówki. Niby nic wielkiego a jednak. Była to jedna z trudniejszych decyzji, ale już wiem, że najlepszych, jaką mogłam podjąć dla siebie. To wiele nieprzespanych nocy, bicia się z myślami… Dlaczego było mi tak trudno? Tkwiłam w jednym z błędów poznawczych – błędów zakotwiczenia. Prawie 15 lat pracy w jednej szkole spowodowało, że stałam się uwiązanym słoniem… Tłumaczyłam się sama przed sobą: że mam swoją salę, swój kantorek, że znalazłam swoje miejsce w szkole… że dzieci przychodzą tutaj też dla mnie… że grono nauczycieli jest wspierające… kto będzie teatr prowadził, jak odejdę…itd. Tymi wymówkami tuszowałam swoje potrzeby, a wewnątrz czułam, że więdnę… Zaczęłam baczniej przyglądać się sobie, otoczeniu, swoim emocjom… Po prostu w końcu zaczęłam słuchać swojego wewnętrznego ja. Nie ukrywam, że pewne sytuacje pomogły mi podjąć tę decyzję… Zawsze przydarza się coś, co pomaga nam postawić kropkę nad "i". Jednak by cokolwiek zrobić, trzeba najpierw wzbić się na wyżyny autorefleksji i odwagi. Najtrudniej zawsze zrobić pierwszy krok. Kiedy stawiasz pierwszy krok, czujesz się jeszcze niepewnie, ale kiedy zakotwiczysz ten krok w nowych myślach, przestrzeni, to czujesz przypływ wielu innych możliwości i wiary w zmianę. Zmiana otwiera… Odżyłam. Dostałam wiatru w żagle. Głowa buzuje mi od pomysłów na projekty z młodzieżą, z nauczycielami. Już niedługo wspólnie z Dorotą Kujawą-Weinke zorganizujemy pierwszą swoją ogólnopolską konferencję opartą na formule storytellingu. Odkurzę swoje marzenia i plany.  Mam pomysł na siebie, na swój rozwój… na zdobywanie świata – dobra, przesadziłam. 😉

Warto iść do przodu, warto walczyć o siebie… Życie potrafi nas zaskakiwać i dawać szanse ukryte w kryzysach. Czasami wystarczy zmiana przestrzeni a nasz organizm i umysł już zaczynają inaczej działać. Boję się nadal...ale robię swoje. 

Anna Konarzewska 

3 komentarze:

  1. Przepięknie napisane ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten tekst, ja ciagle jestem takim słoniem, ciągle przywiązanym do tego samego miejsca, ludzi, wewnątrz pragnącym zmiany.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za artykuł. Jestem w podobnej sytuacji- także zmieniam swoje zawodowe miejsce i mam milion obaw i nadziei. Mimo wielu lat pracy, nadal jestem jak mały słoń- ciągnę i szarpię i próbuję wyciągnąć ten kołek, by robić to, co dodaje mi skrzydeł.

    OdpowiedzUsuń